Przedsiębiorco, myśl przed śmiercią!
Uchwalona w połowie 2018 r. ustawa o zarządzie sukcesyjnym przedsiębiorstwem osoby fizycznej okrzyknięta została rozwiązaniem słusznym i oczekiwanym. Niestety nie jest ona lekarstwem, a jedynie czasowym znieczuleniem i to miejscowym. Wprawdzie zapewnione zostało czasowe istnienie przedsiębiorstwa, jednak już jego rozwoju nie można zadekretować ustawą. Również występujących pomiędzy spadkobiercami konfliktów nie sposób rozwiązać prawnymi regulacjami, a wartość tak prowadzonego przedsiębiorstwa będzie zawsze niżej wyceniana przez potencjalnego inwestora.
Było źle
Wciąż największą liczbę przedsiębiorców stanowią nie spółki, a osoby fizyczne prowadzące działalność gospodarczą. Do połowy 2018 r. śmierć takiego przedsiębiorcy oznaczała de facto dekompozycję prowadzonego przez niego przedsiębiorstwa oraz liczne problemy z organami podatkowymi, kontrahentami oraz spadkobiercami. Był to poważny kryzys dla samego przedsiębiorstwa, zatrudnionych pracowników, jak również dla jego kontrahentów. Ustawa o zarządzie sukcesyjnym zapobiega owej dekompozycji, a przedsiębiorstwo może dalej funkcjonować przechodząc przez kryzys związany ze śmiercią jego głównego i często jedynego managera. Ale do czasu. Okres 2 lat mija szybko, a doświadczenie wskazuje, że konflikty pomiędzy spadkobiercami z biegiem czasu najczęściej się potęgują.
Nie będzie za dobrze
W przypadku przedsiębiorstw prowadzonych przez osoby fizyczne jedynie niespełna 10% pokonuje kryzys śmierci przedsiębiorcy. Brak jeszcze danych dotyczących ustawy o zarządzie sukcesyjnym, jednak z dotychczasowych doświadczeń wynika, że wskaźnik ten istotnie nie wzrośnie. Wprawdzie więcej przedsiębiorstw będzie prowadzonych przez okres 2 lat, jednak w tym czasie będą traciły swój potencjał z uwagi na problemy z zarządzaniem, atmosferą niepewności w załodze czy problemami z kontrahentami, z którymi wiele uzgodnień odbywało się ustnie. Okres zarządu sukcesyjnego może zatem okazać się okresem niezamierzonego wygaszania prowadzonej przez przedsiębiorstwo działalności.
Impas za życia
Ustawa nie rozwiązuje problemu trwałej niezdolności przedsiębiorcy wynikającej np. ze stanu śpiączki czy sparaliżowania. Ogólne pełnomocnictwa stają się niewystarczające do czynności przekraczających zakres zwykłego zarządu przedsiębiorstwem. Ustanowienie kuratora czy opiekuna wymaga z jednej strony czasu, z drugiej zaś rodzi spory w kręgu najbliższych o sposób zarządzania wykonywanego przez taką osobę. Przedsiębiorstwo skazane jest wówczas na problemy organizacyjne i najczęściej szybko traci swój potencjał.
Zdecyduj za innych
Nie ma lepszego rozwiązania niż przekształcenie prowadzonej jednoosobowej działalności gospodarczej w spółkę prawa handlowego, zapewniającą stabilność jej istnienia niezależną od losów wspólnika. Dobierając odpowiednią strukturę prawną, zabezpieczając ją zapisami umów (statutów) spółek, kaskadowymi pełnomocnictwami oraz zapisami windykacyjnymi możliwe jest przeprowadzenie sukcesji na własnych zasadach. Struktura taka przetrwa również impas wywołany trwałą niezdolnością przedsiębiorcy do działania. Jednocześnie możliwe będzie przygotowywanie biznesu do ewentualnej sprzedaży, czy przekazania części zarządzania innym osobom bez ryzyka utraty wartości. Takie rozwiązanie zawsze będzie bardziej korzystne od ustanawiania zarządcy sukcesyjnego, którego funkcja będzie niezwykle trudna i często niewdzięczna.
Ostatnia deska ratunku
Ustawodawca wprowadzając regulacje o zarządzie sukcesyjnym podsunął spadkobiercom ostatnią deskę ratunku, dając szansę na podjęcie prób uratowania biznesu. Od ocalenia nie można wymagać wiele, a już tym bardziej więcej niż od przedsiębiorcy, który zapomniał, że nie jest nieśmiertelny. Dlatego przepisów ustawy nie można traktować jako sposobu regulującego sprawę sukcesji. Być może po wnikliwej analizie ustawy wielu przedsiębiorców stwierdzi, że nadszedł dobrym moment na samodzielne określenie losu ich majątku. Oby!